28 września 2015

Metamorfozy lampek ciąg dalszy

Chyba nikogo nie zaskoczę mówiąc, że tym razem też nie było łatwo. Nie wiem, co ze mną jest nie tak, ale jakoś nie mogę uzyskać zadowalającego efektu pracy za pierwszym podejściem. Po doświadczeniach z pierwszą lampką myślałam, że z drugą pójdzie mi już gładko. Wszystko szło dobrze, do czasu... Ale może od początku, albo nie, od końca!
Jak zwykle pokusiłam się o "artystyczną" sesję zdjęciową ;) Pierwszej lampce towarzyszyła książka ("Rzymianka" A.Moravia), a koło drugiej wystąpił Tośkowy pluszak. Miała być filiżanka z parującą herbatą, ale on jest zdecydowanie lepszym modelem ;)

decoupage lampka noca

Dobra, a teraz znowu się pożalę jak było mi ciężko ;) 

Zaczęło się dobrze i zamierzony efekt powoli się wyłaniał. Lampkę pomalowałam jasnym beżem spod którego miejscami lekko przebijał róż. Nałożyłam dość gęsto wzór z serwetki. Niestety trochę się podniszczył przy naklejaniu, więc podratowałam go, ręcznie domalowując brakujące fragmenty.

wybaczcie jakość - zdjęcie robione telefonem
Długo się temu przyglądałam i ciągle czegoś mi brakowało. Podpytałam dziewczyn na fejsbukowej grupie co z tym dalej zrobić. Doradzały różnie, między innymi cieniowanie, ale bałam się zepsuć. Jako, że w pierwszej lampce wyszło dobrze, postanowiłam znowu zabawić się w pękanie. 


Wyszło źle, bardzo źle! Na zdjęciu tego nie widać, ale w rzeczywistości kolor był dużo ciemniejszy, bo zaryzykowałam z patyną. Cała lampka w plamach różnych odcieni brązowego, wyglądała jak brudna. Załamałam się... Nie mogę tego tak zostawić! Pod spodem były już 3 warstwy zwykłego lakieru, a wszystko utrwalone jeszcze tym spękaczem. Kompletnie nie wiedziałam jak się tego pozbyć, a innego wyjścia nie widziałam. Moczyłam w wodzie, szorowałam szczotką, skrobałam nożem... Po dwóch godzinach znowu byłam w punkcie wyjścia.


Nazajutrz drewno było już suche, więc czas na drugie podejście. Tym razem postanowiłam nie wydziwiać i postawiłam na prostotę. Kolorystyka została bez zmian - środek jasny beż, dół i góra róż. Zrezygnowałam z poprzedniego wzoru i wycięłam inne kwiaty. Po trzecim lakierowaniu lampka była już właściwie gotowa. Nagle zupełnie znikąd pojawił się na moim ramieniu jakiś mały diabełek i zaczął mącić. Znalazłam w moim dobytku perłową farbkę witrażową... Pech chciał, że mimo jej wieku, była jeszcze całkiem dobra ;) Na podstawie i szyjce pojawiły się ozdobne ślimaczki. Ok, ozdobne to może były, zanim nie wyschły. Było dobrze, to musiałam przekombinować! Całe szczęście to mogłam szybko naprawić. Zeszlifowałam papierem ile się dało. Podmalowałam jeszcze raz farbą i lakierem. Ostatecznie wzór jest tylko lekko widoczną fakturą, ale pasuje do całości. 

Kropką nad i był abażur. Przynajmniej z tym się nie męczyłam! Uszyłam go z kawałka lnianej tkaniny, która została mi po szyciu sukienki dla Tosi (pisałam o niej tutaj). Brzegi wykończyłam różową koronką, zakupioną w najlepszym sklepie na świecie (Tiger) :D

Tak oto prezentuje się druga lampka po metamorfozie, w wersji bardziej romantycznej:

 
 
jest i filiżanka, tylko bez herbaty...
Jestem w tych lampkach absolutnie zakochana. Trochę mi smutno, że nie mogę ich zatrzymać. Niestety nie pasują mi do wnętrza, a poza tym po co mi aż tyle lampek? ;) Obie lampki zamierzam wystawić na sprzedaż. Mam nadzieję, że szybko znajdą nowy dom.
Jestem teraz na nowo nakręcona na decoupage i mam już kolejne pomysły do zrealizowania. Tęskni mi się też za szyciem! Sama nie wiem jak znajdę na to wszystko czas... Trzymajcie kciuki, a ja zostawiam Was z tą uroczą parką ;)

decoupage

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz