3 grudnia 2015

Kamizelka

Nie lubię odkładać zaczętej pracy na później. Przeważnie jest tak, że pozostaje już na zawsze niedokończona... Bałam się trochę, że to, co chcę Wam dzisiaj pokazać, spotka właśnie taki los. Całe szczęście udało mi się znaleźć odrobinę chęci i motywacji, żeby uratować ten uszytek przed porzuceniem ;) Wspominałam przy okazji wpisu o kurtce z Burdy, że moja maszyna ma czasem problem z obrzucaniem dziurek. Zawsze zabieram się do tego z drżeniem serca, że znowu coś pójdzie nie tak. Tym razem padło na bezrękawnik.
Jakiś czas temu znalazłam w sieci instrukcję uszycia dziecięcej kamizelki z kapturem. Pobrany wykrój czekał, aż znajdę odpowiedni materiał. Autor projektu przewidział uszycie go z wełny. W związku z tym, że znam się na tkaninach na poziomie -1, trudno było mi wybrać odpowiednią. Trafiłam w sklepie internetowym na tzw. wełnę parzoną, a że wzór mi odpowiadał, to zamówiłam. Materiał okazał się niezbyt przyjemnym w dotyku, gryzącym kocem... Nie tego się spodziewałam, ale tak już jest z zakupami na odległość. Uznałam jednak, że skoro ma być jeszcze podszewka, to nie będzie tak źle. 


Na wewnętrzną warstwę wykorzystałam cienką, szarą dresówkę. Mimo tego, że po złożeniu całość była dość gruba i "mięsista", szyło mi się naprawdę łatwo. O dziwo (!) nie napotkałam żadnych problemów. Efekt końcowy w pełni mnie zadowalał. Pozostało tylko stworzenie zapięcia na guziki. No a jak guziki, to i dziurki... Tak bardzo podobało mi się to, co zrobiłam, że nie mogłam pozwolić maszynie na zepsucie mojej pracy! Nawet przy próbach na skrawku samej wełny, igła się blokowała i szyła w miejscu. Powstawał jeden wielki kołtun, po wypruciu którego zostawała ogromna dziura... Nie miałam odwagi zaryzykować na gotowej kamizelce. Porzuciłam więc dokończenie jej, aż do wczoraj. Przez miesiąc rozważałam różne opcje zastąpienia guzików, ale one jakoś najbardziej mi pasowały. Jedynym wyjściem było po prostu obszycie dziurek ręcznie. Tak też zrobiłam... Nie wyszło może najpiękniej, ale po zapięciu guziki wszystko zasłaniają ;)


Bezrękawnik uszyłam na wyrost - rozmiar na 18 miesięcy. Liczę, że na wiosnę będzie dobry, chociaż nie wiem czy mój kurczak (Tosia) urośnie do tego czasu... Teraz jest wielkości 9-cio miesięcznego niemowlaka! ;)
Tak więc wygląda na wieszaku, bo na modelkę za duży:






Miał być krótki wpis, a wyszło jak zwykle ;) Patrzcie jaka ładna bawełna w gwiazdki! :D już kombinuję co by z niej uszyć... Jak macie jakiś pomysł, to piszcie, a ja lecę świętować rocznicę ślubu. To już 4 lata, a On jeszcze nie ma dość ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz